Ukraiński sektor gazowy pełen znaków zapytania

27 stycznia 2021.Dysponująca potężnymi zasobami gazu ziemnego Ukraina wciąż pozostaje jego importerem. Nad Dnieprem trwają poszukiwania sposobu, jak to zmienić.

Zapasy rozpoznanych pokładów gazu ziemnego na Ukrainie oszacowano na 924,1 mld m3, a ogólną potencjalną wielkość złóż nawet na 5,6 bln m3. Jednocześnie Ukraina wydobywa zaledwie 2 proc. zasobów rocznie, podczas gdy w innych krajach, na terenie których znajdują się pokłady gazu ziemnego, roczne wydobycie wynosi co najmniej 6 proc. stanu posiadania (wyjątki to Rosja – 2 proc. i Polska – 3 proc. zasobów rocznie). W ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci gaz ziemny na Ukrainie wydobywano w podobnych ilościach, ale w latach 2014–2015 wydobycie zaczęło się zmniejszać. Według danych Ministerstwa Energetyki i Przemysłu Węglowego w 2015 r. wydobyto 19,9 mld m3 gazu, czyli o 7,2 proc. mniej niż w 2013 r., kiedy wydobycie sięgnęło 21,4 mld m3. W ostatnich pięciu latach Ukraina zużywała 30–34 mld m3 gazu rocznie, jednak szacunki rządowe przewidują zapotrzebowanie na poziomie nawet 38,8 mld m3.

W 2016 r. ukraiński rząd przyjął projekt rozwoju branży gazowej i zatwierdził plan działań, które miały doprowadzić do osiągnięcia założonych w nim wskaźników.

„Rozwój gałęzi wydobycia gazu ziemnego z uwzględnieniem doświadczeń innych krajów przewiduje zwiększenie własnego wydobycia gazu w celu zmniejszenia zależności Ukrainy od importu nośników energii i stabilnego zabezpieczenia odbiorców energii” – zapowiedzieli autorzy dokumentu. Jak ocenili, bogate zasoby gazu na Ukrainie, rozbudowana infrastruktura gazociągowa i niski poziom wykorzystania gazu ziemnego z zapasów świadczą o potencjale do zwiększania jego wydobycia i eksportu w przyszłości.

Zgodnie ze strategią w 2020 r. działające na Ukrainie firmy państwowe i prywatne miały wydobyć łącznie 27,6 mld m3 gazu, z czego aż 20,1 mld m3 miała wydobyć państwowa firma Ukrhazwydobuwannia. Według danych NAK Naftohaz Ukrainy w 2016 r. wydobyto 20,1 mld m3, w 2017 r. 20,5 mld m3, w 2018 r. 21 mld m3, a w 2019 r. 20,7 mld m3, przy czym wydobycie państwowego Ukrhazwydobuwannia po krótkim wzroście w latach 2017–2018 (wynoszącym odpowiednio 15,3 i 15,5 mld m3) w 2019 r. spadło niemal do poziomu wyjściowego – 14,9 mld m3, wobec 14,6 mld m3 w 2016 r. Prywatne spółki nie zapełniły luki i w rezultacie nie osiągnięto zakładanego poziomu wydobycia. Jak konstatuje rząd „odchylenie od planowanych wielkości wydobycia gazu ziemnego w 2018 r. wyniosło 1 mld m3, czyli 6,1 proc., a w 2019 r. 3,3 mld m3, czyli 18,1 proc.”. W listopadzie powołano międzyresortową grupę, która ma wyjaśnić zaistniałą sytuację.

Część ukraińskich komentatorów zwraca uwagę, że wydobycie gazu spada tylko na papierze. Rzeczywistego wydobycia nikt bowiem nie liczy, bo państwo nie ma do tego instrumentów. W związku z tym, jak przekonują, firmy wydobywcze część gazu sprzedają poza rządową ewidencją, nie płacąc należnych podatków.

Szansa pod wodą i w łupkach

Jak zauważają przedstawiciele rządu „zwiększenie własnego wydobycia gazu ziemnego do poziomu pozwalającego na osiągnięcie samowystarczalności jest mało prawdopodobne w obecnych warunkach. Główne złoża gazu są wyczerpane w 80 proc., a prawdopodobieństwo odkrycia nowych złóż na lądzie jest niewielkie. Złoża odkrywane w ostatnich latach są małe lub bardzo małe”.

Szansą mogą być złoża znajdujące się w morskiej strefie ekonomicznej Ukrainy. Prognozowane i perspektywiczne zasoby szelfu w zachodniej części Morza Czarnego wynoszą – według różnych ocen – 1–2 bln m3 gazu i ponad 1 bln ton ropy z kondensatem gazowym, z możliwością rocznego wydobycia na poziomie 10 mld m3. To pozwala na osiągnięcie pełnej samowystarczalności gazowej Ukrainy.

Pod koniec listopada 2020 r. Naftohaz otrzymał bez przetargu od rządu prawo wydobycia ropy i gazu na czarnomorskim szelfie na 30 lat. To jednak wcale nie oznacza, że zaroi się tam od platform wiertniczych.

Wydobyciem gazu ziemnego ze złóż na szelfie czarnomorskim mógłby zająć się równie dobrze państwowy Naftohaz Ukrainy, jak i zagraniczne koncerny – ocenia szef Naftohazu Ukrainy Andriej Kobolew. Żeby zwiększyć wydobycie z należącej do Ukrainy części szelfu czarnomorskiego trzeba  wcześniej zminimalizować ryzyko pojawiające się ze strony Rosji. Już dziś okupuje ona ukraińskie platformy wiertnicze zainstalowane w ukraińskiej strefie ekonomicznej przez Czernomornaftohaz i utrudnia Ukrainie prowadzenie prac rozpoznawczych. „Wszystko będzie zależało od rosyjskiej marynarki wojennej, która jest na Morzu Czarnym i która przeszkadza nam w prowadzeniu jakichkolwiek działań. Trzeba uwzględnić ten aspekt ryzyka i znaleźć sposób na jego zminimalizowanie” – przekonywał Kobolew.

Naftohaz zwiększy wydobycie, wykupując  także juzowskie złoża gazu łupkowego leżące na pograniczu obwodów donieckiego i charkowskiego na wschodzie Ukrainy, a konkretnie w części należącej do spółki Nadra Juzowska. W 2012 r. prawo do korzystania z tego złoża dostał koncern Shell, który ostatecznie jednak wycofał się z projektu.

W połowie grudnia rząd zgodził się na wykup praw do eksploatacji niewykorzystywanych od lat pokładów. „To ważny krok dla energetycznej niezależności Ukrainy” – komentował decyzję ukraiński premier Denys Szmyhal.

Wszyscy liczą straty

W cieniu wielkich planów toczy się wojna o „gazowe” pieniądze ukraińskich konsumentów, pokazująca jak nad Dnieprem działa dziś nominalnie „wolny” rynek. Kontrolowane przez oligarchów regionalne firmy dystrybucji gazu – „obłhazy”, zarabiające na przejęciu wybudowanych w czasach ZSRR, w dużej mierze przez samych odbiorców indywidualnych, sieci gazowych i pośrednictwie na dostarczaniu nimi gazu do mieszkań Ukraińców, z dnia na dzień zaczęły tracić klientów.

Jak poinformował Naftohaz dziennie przyjmuje on 8–10 tys. nowych wniosków od osób chcących kupować gaz bezpośrednio u niego, zamiast, jak dotąd, u pośredników.

To efekt zmian ustawowych, które pozwoliły konsumentom na wybór dostawcy gazu. W efekcie dotychczasowi klienci „obłhazów” zaczęli zawierać umowy bezpośrednio z państwowym Naftohazem oferującym gaz po cenie o kilkadziesiąt procent niższej niż pośrednicy. W odpowiedzi na masowy odpływ klientów „obłhazy”, m.in. w Kijowie i Odessie, wytoczyły procesy sądowe, żądając, by sądy  zakwestionowały uproszczoną procedurę zmiany dostawcy gazu przez indywidualnych konsumentów (zgodnie z nową procedurą nie jest wymagane np. przedstawienie zaświadczenia o braku zadłużenia wobec dotychczasowego dostawcy).

Tymczasem zadłużenie pośredników przed Naftohazem sięgnęło w listopadzie 23,5 mld hrywien, czyli około 900 mln dolarów. Poinformował o tym dyrektor finansowy państwowego koncernu Peter van Driel. Strata firmy w ciągu trzech kwartałów, od stycznia do września, wyniosła 17 mld hrywien. Z jednej strony to skutek spadku cen gazu, a z drugiej – wywołanego pandemią spadku popytu na to paliwo. W analogicznym okresie 2019 r. odnotowano 12,9 mld hrywien zysku. Po korekcie o straty spowodowane unbundlingiem i wyjęciem z bilansu Naftohazu zysków z przesyłu gazu wynik za III kw ub. roku to strata 5,5 mld hrywien w 2020 r. wobec 4,8 mld w 2019 r.

Problemy finansowe „obłhazów” to także skutek ubożenia gospodarstw domowych; ich zaległości za usługi komunalne są coraz bardziej zauważalne.

W ukraińskim parlamencie pojawił się projekt ustawy wprowadzającej swoistą „niewolę za długi”. Ukraińcy zalegający z opłatami komunalnymi, m.in. za gaz, mieliby zakaz wyjazdu z kraju czy zakaz prowadzenia samochodu. Natomiast same rachunki komunalne pod względem wymagalności zostałyby zrównane z płatnościami z tytułu alimentów i obłożone takimi samymi sankcjami.

Według danych Państwowej Służby Statystyki Ukrainy zadłużenie ludności za usługi komunalne wynosiło na dzień 1 maja 2020 r. 63 mld hrywien, czyli około 2,3 mld dolarów, z czego 25,6 mld hrywien to zaległości wobec dostawców gazu ziemnego, a 20,5 mld hrywien za gaz  zużyty na centralne ogrzewanie i ciepłą wodę. W efekcie te brakujące kwoty nie pozwalają z kolei przedsiębiorstwom wywiązywać się ze swoich zobowiązań, w szczególności terminowo regulować rachunki za nośniki energii, wypłacać pensje czy opłacać podatki i inne obowiązkowe należności – argumentowali autorzy projektu.

Michał Kozak

Dziennikarz ekonomiczny, korespondent Obserwatora Finansowego na Ukrainie.

Facebook
Twitter
LinkedIn