Jeśli nie będzie wojny…

Uczę się sonaty Beethovena na fortepian i za kilka miesięcy planuję opublikować nagranie mojego mistrzowskiego wykonania na YouTube. Oczywiście, jeśli wojna się nie rozpocznie.

I ta uwaga – “jeśli nie będzie wojny” – ostatnio brzmi od wielu znajomych. Niektórzy mówią o tym półżartem, niektórzy po prostu stwierdzają fakt, ktoś się boi. Ale prawdopodobieństwo, a nawet nieuchronność wojny lata w przestrzeni informacyjnej.

Kiedy pytają mnie, czy boję się, że Putin zaatakuje, jestem naprawdę zaskoczona. Co to znaczy – zaatakuje? Już zaatakował! Jeszcze w 2014 roku, kiedy odciął Krym i część Donbasu. Atakuje każdego dnia, gdy nasi chłopcy giną na Wschodzie, gdy przeprowadzane są cyberataki na nasze przedsiębiorstwa i instytucje, gdy przemyślane i starannie zaplanowane operacje wywiadowcze są zakłócane lub gdy armia rosyjskich botów na Facebooku przekonuje ludzi, żeby się nie szczepić.

Większość Ukraińców zorientowała się, że Putin może zaatakować, w 2014 roku. Osobiście ja zaczęłam to podejrzewać w 2003 roku. W tym czasie, w apogeum konfliktu ukraińsko-rosyjskiego o wyspę Tuzla, byłam członkiem delegacji ukraińskich dziennikarzy, którzy spotkali się z urzędnikami Kremla. Zorganizowano dla nas nieoficjalne spotkanie z ówczesnym szefem administracji prezydenckiej Ołeksandrem Wołoszynem. I nie wahał się obiecać, że Rosja „woli raczej zrzucić bombę na Tuzlę niż ją oddać”. I dodał coś w stylu: „Wystarczy, że ledwie uspokoiliśmy naszych ludzi, że Krym jest ukraiński”. Dziesięć lat po tej rozmowie Rosjanie zrealizowali swoją groźbę i przywrócili „historyczną sprawiedliwość” na półwyspie, tak jak przedstawiają to w swojej bolesnej wyobraźni.

Większość Ukraińców od dawna zdaje sobie sprawę, że Rosja nie jest przyjacielem ani starszym bratem, ale okrutnym maniakiem z licznymi zaburzeniami psychicznymi. Maniakiem, który będzie atakować Ukrainę, dopóki nie otrzyma przyzwoitej odmowy. Więc co nam zostało? Dać „braciom” tę odmowę, jeśli zaczną od nowa.

Czy Ukraińcy się boją? Jest strach, ale nie taki jak 7 lat temu. Najwyraźniej otrzymaliśmy już pewien immunitet, jak ci sami Izraelczycy, którzy od dziesięcioleci żyją w ciągłym sąsiedztwie wojny. Jeden z moich izraelskich znajomych, gdy zapytałam jego, jak żyją, kiedy bomby mogą spaść w każdej chwili lub ogłosić nalot, odpowiedział: nie przejmuj się, wojna jest tak daleko – 50 kilometrów od mojego miejsca zamieszkania! Nasza wojna jest jeszcze 800 kilometrów od Kijowa. A zdecydowana większość Ukraińców dzięki naszym żołnierzom żyje w pokoju.

Oczywiście zdarzają się paniki – niektórzy zaczęli wycofywać pieniądze ze swoich kont i kupować dolary, niektórzy wywożą swoje rodziny za granicę. Ale są to głównie ludzie zamożni, którzy mają skąd zabierać środki i dokąd uciekać. A my – większość Ukraińców – robimy, co możemy w takich warunkach. Dowiadujemy się o adresach najbliższego schronu (niestety nie wszystko w tej sprawie jest dobrze, często pod adresem schronu można znaleźć klub ze striptizem). Tankujemy samochody do pełna. Uzgadniamy z bliskimi miejsce spotkania w przypadku odłączenia komunikacji mobilnej lub Internetu. Zbieramy „ratunkowe” (Jezu, kto wymyślił tak głupią nazwę?) – ratunkowe” walizki z dokumentami i niezbędnymi rzeczami.

Z nadzieją i wdzięcznością odbieramy poparcie ze strony prezydentów krajów zachodnich i witamy dostawy broni z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych czy Polski. Z przerażeniem i hiszpańskim wstydem słuchamy własnego prezydenta, który oskarża zachodnich przywódców o wzniecanie paniki i wyolbrzymianie rosyjskiego zagrożenia. Nieufnie podchodzimy do wiadomości, że Putin wycofuje swoje wojska z naszych granic. Bo kto wie, co przyjdzie do głowy tej nieprzewidywalnej istocie?

Oczywiście, by dodać dramatu, można by napisać, że „groźba wojny wisi w powietrzu”. Ale nie – Ukraina nadal żyje swoim życiem. Sklepy są pełne jedzenia – produkty podrożały, ale Putin raczej nie ma z tym nic wspólnego. Przeżywamy kolejną kwarantannę i naukę na odległość i wyjaśniamy pracodawcom, dlaczego ponownie zostajemy w domu. Kłócimy się i godzimy, pobieramy się i rozstajemy, rodzimy się i umieramy. Jak zwykle.

Krótko mówiąc, nie panikujemy i staramy się wierzyć, że pozycja mocarstw zachodnich nie pozwoli Putinowi nie tylko rozpętać III wojny światowej, ale nawet napaść na Ukrainę. Nawiasem mówiąc, wojskowy, którego podrzuciłam samochodem z daczy do miasta, powiedział mi, że nie ma powodów do obaw, bo armia ukraińska jest zmobilizowana, zmotywowana i gotowa do walki.

Jest więc duże prawdopodobieństwo, że jednak zagram dla was Beethovena…

Wiktoria Czyrwa

Facebook
Twitter
LinkedIn