13 lutego 2025. Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy wprowadziła sankcje personalne przeciwko liderowi opozycji Petrowi Poroszence. Zarzuca mu się „sprzedawanie kraju” oraz „zdradę interesów narodowych”. Decyzja ta wywołała oburzenie nawet wśród tych, których trudno nazwać zwolennikami Poroszenki – uznano ją za nieodpowiednią i skierowaną na podział kraju.
Prezydent Wołodymyr Zełenski podpisał dekret Rady. Razem z byłym prezydentem Petro Poroszenką na liście sankcyjnej znaleźli się oligarchowie Ihor Kołomojski, Hennadij Bogolubow, Kostiantyn Żewaho oraz były deputowany Wiktor Medwedczuk. Prezydent Zełenski oświadczył, że sankcje są wymierzone w osoby, które zaszkodziły bezpieczeństwu narodowemu Ukrainy. Podkreślił, że środki zdobyte w nielegalny sposób powinny zostać wykorzystane na wzmocnienie państwa.
„Bronimy naszego państwa i przywracamy sprawiedliwość: każdy, kto niszczył bezpieczeństwo narodowe Ukrainy i pomagał Rosji – każdy musi ponieść odpowiedzialność. Miliardy, które zostały zarobione faktycznie na sprzedaży Ukrainy, ukraińskich interesów, ukraińskiego bezpieczeństwa, muszą zostać zablokowane i powinny pracować na obronę Ukrainy i Ukraińców” – oświadczył Zełenski.
Środki zastosowane wobec Poroszenki i innych objętych sankcjami osób obejmują blokadę aktywów, ograniczenie działalności gospodarczej oraz pozbawienie państwowych odznaczeń. Blokada oznacza tymczasowe odebranie prawa do korzystania lub dysponowania jakimkolwiek majątkiem, który posiadają bezpośrednio lub pośrednio poprzez osoby trzecie. Całkowicie wstrzymano również możliwość przeprowadzania operacji handlowych, a tranzyt zasobów, loty i przewozy przez terytorium Ukrainy dla osób objętych sankcjami stały się niemożliwe.
Aby zapobiec wyprowadzaniu środków za granicę, zamrożono zobowiązania gospodarcze i finansowe oraz zakazano udziału w prywatyzacji i wynajmie państwowego majątku. Ograniczenia dotknęły także korzystania ze spektrum częstotliwości radiowych i sieci komunikacji elektronicznej, które zostały całkowicie odłączone dla tych osób.
Ponadto wprowadzono zakaz zawierania umów i przeprowadzania operacji finansowych, w tym dotyczących papierów wartościowych, wypłaty dywidend i innych płatności związanych z prawami korporacyjnymi. Zakazano również przeprowadzania zamówień publicznych przez firmy powiązane z osobami objętymi sankcjami oraz przekazywania im jakichkolwiek technologii czy praw do obiektów własności intelektualnej. Osobnym punktem określono zakaz nabywania na własność działek gruntowych.
Jest oczywiste, że te sankcje znacznie utrudnią działalność polityczną i biznesową Petra Poroszenki. Jednak jego największym zmartwieniem jest to, że mogą one zagrozić pomocy dla armii, którą Fundacja Poroszenki świadczy od początku wojny. Zdaniem Poroszenki sankcje są nielegalne i motywowane politycznie, a decyzja Rady Bezpieczeństwa Narodowego jest niekonstytucyjna i ma na celu eliminację przeciwników politycznych.
Należy zauważyć, że nałożenie sankcji było kulminacją prześladowania Poroszenki: wielokrotnie odmawiano mu wyjazdu za granicę, w tym 12 lutego, na konferencję bezpieczeństwa w Monachium. Ponadto, od 14 lutego jest zobowiązany do codziennego stawiania się na przesłuchania w Państwowym Biurze Śledczym, które wystawiło mu 15 wezwań. Sprawa przeciwko Poroszence została wszczęta jeszcze w 2021 roku – jest on podejrzewany o zdradę stanu podczas podpisywania porozumień mińskich oraz finansowanie terroryzmu poprzez zakup węgla z terenów niekontrolowanych w latach 2014–2015. Sam Poroszenko odrzuca te oskarżenia, podkreślając, że dostawy surowców energetycznych były niezbędne do stabilnego funkcjonowania ukraińskiego systemu energetycznego.
W ukraińskim środowisku politycznym i eksperckim ta decyzja wywołała „efekt bomby”. Oczywiste jest, że członkowie partii i zwolennicy Poroszenki byli oburzeni i zapowiedzieli polityczną presję. Po jego stronie stanęli także ci, którzy wcześniej nie byli znani z sympatii do byłego prezydenta. Wolontariusz i szef Fundacji Charytatywnej swojego imienia, Serhij Prytuła, uważa, że jeśli Poroszenko rzeczywiście ma jakąś winę, powinien zostać ukarany w sposób zgodny z prawem i zrozumiały zarówno dla społeczeństwa, jak i dla międzynarodowych partnerów.
„Czy zasługuje na sankcje właśnie teraz? Nie jestem pewien. W tym niezwykle trudnym dla nas czasie każda ważna decyzja powinna przejść przez trzy główne filtry: 1. Czy ta decyzja wzmacnia zdolność obronną kraju? 2. Jak wpływa na międzynarodową pozycję Ukrainy? 3. Czy wzmacnia, czy osłabia jedność w społeczeństwie? Potrzebujemy decyzji, które są sprawiedliwe, ale jednocześnie nie dzielą kraju. Cena błędów jest teraz zbyt wysoka. Stawką jest absolutnie wszystko” – uważa Prytuła.
Znany dziennikarz ekonomiczny Serhij Liamec jest przekonany, że Wołodymyr Zełenski rozliczył się z przeciwnikiem, mimo że obecnie nie stanowi on politycznej konkurencji dla urzędującego prezydenta.
„Sankcje przeciwko Poroszence to jakaś kryzysowa improwizacja Zełenskiego. Owszem, niszczysz go medialnie i przez Państwowe Biuro Śledcze. Zabraniasz mu wyjazdu do Monachium. Ale na progu wyborów eliminować kogoś, kto nawet nie stanowi realnej konkurencji, to totalne moralne dno. Tak bardzo bać się utraty władzy? Nawet Janukowycz nie upadł tak nisko” – uważa dziennikarz.
Z kolei według analityczki politycznej Maryny Danyluk-Jermolajewej sankcje przeciwko Poroszence mogą ostatecznie przekonać zachodnich partnerów, że z obecnymi władzami Ukrainy nie warto mieć do czynienia.
„Zachodni partnerzy już od pewnego czasu mają wątpliwości, czy z Biurem Prezydenta Zełenskiego można w ogóle współpracować. Prześladowanie politycznych oponentów w kraju toczącym wojnę to głośny sygnał, że władza ma gdzieś, co zdecydują Trump i Putin w Arabii Saudyjskiej. Bo dla lidera ważniejsze są wybory, które odbędą się Bóg wie kiedy i Bóg wie, kto do nich dotrwa. To potężna antyreklama dla państwa” – przekonuje ekspertka.
Pojawia się nawet opinia, że sankcje wobec Poroszenki to technologia polityczna mająca na celu zmobilizowanie jego elektoratu, aby zmniejszyć szanse byłego głównodowodzącego Walerija Załużnego. Generał szybko zyskuje na popularności i jest uważany za głównego rywala obecnego prezydenta w nadchodzących wyborach.
„Sankcje wobec Poroszenki to część strategii. Stał się w rękach władzy figurą, którą można dowolnie przestawiać i wykorzystywać. Zużyty zawodnik bez szans na wygraną w wyborach prezydenckich. Minimalny efekt – wymuszone przywrócenie Poroszenki do politycznego top-dyskursu, podkreślenie go jako głównego rywala dla antyelektoratu Zełenskiego. A może chodzi o to, by nie pozwolić Załużnemu poszerzyć swoją bazę wyborczą kosztem elektoratu Poroszenki?” – uważa politolog Ołeh Posternak.
Jeśli chodzi o zwykłych Ukraińców, opinie są podzielone. Ponieważ rozmowy o sankcjach przeciwko Petro Poroszence toczą się od kilku tygodni, Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii przeprowadził badanie, aby określić, jak odbierane jest możliwe wprowadzenie takich ograniczeń wobec byłego prezydenta.
Otóż 27 proc. Ukraińców uważa sankcje nałożone na Petra Poroszenkę za próbę ukarania winnych. Jednocześnie 31 proc. respondentów odbiera te działania jako próbę odwrócenia uwagi od sytuacji na froncie, a 24 proc. widzi w nich sposób na neutralizację politycznej opozycji.
Viktoria Czyrwa