18 listopada 2024. Prezydent USA Joe Biden zezwolił Ukrainie na atakowanie terytorium Rosji za pomocą amerykańskich pocisków ATACMS, których zasięg przekracza 300 km. W Ukrainie decyzja ta wywołała różne reakcje: od entuzjazmu po sceptycyzm, a także szereg pytań.
Sensacyjną wiadomość przekazał The New York Times. W artykule napisano, że Joe Biden, który za dwa miesiące przestanie być prezydentem USA, podjął tę decyzję w odpowiedzi na zaangażowanie wojsk północnokoreańskich w wojnę po stronie Rosji. Publikacja podkreśla, że chodzi przede wszystkim o pozycje wojsk Korei Północnej w obwodzie kurskim, ale z czasem geografia ataków może się rozszerzyć, ponieważ administracja Bidena rzekomo nie będzie sprzeciwiać się uderzeniom w inne rosyjskie regiony.
Ta wiadomość wywołała efekt bomby w ukraińskim społeczeństwie. Pierwsza reakcja – wreszcie! Na to właśnie długo czekano ze strony amerykańskich partnerów. Deputowany ludowy Ołeksij Honczarenko nazwał to dobrą wiadomością, ponieważ „tylko siła i możliwość odpowiedzi przyniosą pokój”. Jego zdaniem Ukraina powinna odpowiednio wykorzystać te pociski, uwzględniając stanowisko przyszłej administracji prezydenta Trumpa. Dziennikarz śledczy Jurij Nikołow podkreślił, że decyzja Bidena to poważny sygnał na rzecz zwycięstwa. Jego zdaniem w pierwszych atakach na terytorium Rosji można wykorzystać mapę niedawnych ataków rakietowych na ukraiński system energetyczny – dokładnie widać, gdzie należy uderzyć w odpowiedzi.
Politolog Ołeksij Hołobucki uważa, że zezwolenie Joe Bidena to praktyczne przygotowanie do porozumień pokojowych. „I to zarówno z jednej, jak i z drugiej strony (atak z 17 listopada z użyciem niemal rekordowej liczby pocisków, w tym hipersonicznych, oraz wypowiedź Putina o gotowości NATO do bezpośredniego zaangażowania się w wojnę z Rosją). Najpierw ostra eskalacja, a potem deeskalacja w maksymalnie krótkim czasie. Bo po takiej deklaracji i w przypadku rzeczywistego użycia przez nas rakiet dalekiego zasięgu Putinowi pozostaną tylko dwie opcje: albo faktycznie zaatakować kraje NATO, albo szybko i demonstracyjnie zgodzić się na pokój. Jakby chciał pokazać: Nie chcę zniszczenia planety, jestem mądrzejszy od tego agresywnego Zachodu” – zauważył politolog. Według niego, jeśli wydarzenia rozwiną się w ten sposób, będzie to „silna pozycja” Ukrainy w negocjacjach, nawet bez sukcesów terytorialnych.
Hołobucki przewiduje zakończenie negocjacji do końca roku. Jego zdaniem Trump będzie musiał w jakiś sposób odnieść się do istniejących decyzji i reakcji Putina, gdy ten albo odmówi zawarcia pokoju, albo zainicjuje deeskalację. Wówczas Trumpowi nie pozostanie nic innego, jak wspierać Ukrainę w wojnie lub nawet zwiększyć tę pomoc.
Politolog Witalij Portnikow przypomniał, że dyskusja o zezwoleniu Ukrainie na użycie zachodniej broni dalekiego zasięgu trwała kilka miesięcy i towarzyszyły jej trudne negocjacje między przywódcami USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Ukrainy. Jego zdaniem decyzja ta może znacząco wpłynąć na przebieg wojny, ponieważ ataki na terytorium Rosji zmniejszą jej zasoby wojskowe wykorzystywane w ofensywie przeciwko Ukrainie. Stwarza to także nowy kontekst dla ewentualnych negocjacji między Kijowem a Moskwą, zwłaszcza jeśli inicjatorem będzie nowy prezydent USA Donald Trump, który obiecał omawiać zakończenie wojny z Władimirem Putinem.
„Oczywiste jest, że Putin rozumie tylko język siły, a uderzenia na terytorium Rosji mogą zmusić go do szukania sposobów na zamrożenie konfliktu, zwłaszcza jeśli Ukraina efektywnie wykorzysta zachodnią broń” – uważa Portnikow.
Według niego pozostaje jednak kilka otwartych pytań, m.in., czy decyzja ta została uzgodniona z zespołem Trumpa, uwzględniając tradycję przekazywania władzy w USA, czy przy atakach rzeczywiście można wyjść poza obwód kurski oraz jak Rosja zareaguje na uderzenia zachodnią bronią na swoje suwerenne terytorium? Czy uzna USA, Wielką Brytanię i Francję za uczestników konfliktu i jak wpłynie to na dalsze wydarzenia?
Oczywiście wśród dziennikarzy i ekspertów pojawiły się także sceptyczne komentarze – na przykład, że decyzja ta może sprowokować Rosję i wywołać III wojnę światową. Niektórzy uważają również, że nowo wybrany prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump, który obejmie stanowisko w styczniu przyszłego roku, na pewno uchyli decyzję swojego poprzednika. Nie bez powodu jego syn i inni zwolennicy republikanów kategorycznie sprzeciwili się zezwoleniu na użycie amerykańskich rakiet na terytorium Rosji.
Są też wyraźnie negatywne reakcje, że decyzja Bidena doprowadzi do niechcianej eskalacji wojny i opóźni jej zakończenie. Politolog Wołodymyr Soniuk uważa, że z decyzji Bidena mogą się cieszyć jedynie ci, którzy „śmiertelnie bali się zakończenia wojny”.
„Jeśli w odpowiedzi na nasze uderzenia Rosjanie zaczną ponownie, jak to już bywało, masowo atakować nasze miasta i obiekty energetyczne wszystkim, co tylko mają pod ręką, może to doprowadzić do ogromnych strat wśród ludności cywilnej i całkowitego blackoutu już na początku zimy. Bo wraz z pozwoleniem na uderzenia Biden nie dał nam dodatkowych kilkunastu systemów Patriot, a nawet nie wiadomo, czy dostarczył więcej amunicji do istniejących. Obserwowanie jednocześnie zniszczenia jakiegoś wrogiego magazynu z amunicją i sąsiedniego budynku pod twoim oknem – to raczej wątpliwa przyjemność” – twierdzi ekspert.
Nie zabrakło też humoru. W tym samym czasie, gdy ogłoszono, że Joe Biden zezwolił Ukrainie na ataki rakietowe w głąb terytorium Rosji, pojawiła się informacja, że była wychowawczyni przedszkolna, a obecnie strzelec-przeciwlotnicza Natalia, zestrzeliła rosyjską rakietę za pomocą zestawu MANPADS. Po tym wydarzeniu zaczęto żartować, że pierwszy pocisk ATACMS na terytorium Rosji powinna odpalić właśnie pani Natalia.
Wiktoria Czyrwa