23 lutego 2024. Życie każdego Ukraińca na zawsze zostało podzielone na „przed” i „po” wojnie. I choć konfrontacja militarna z Rosją trwa od dziesięciu lat, a konflikt cywilizacyjny od wieków, to właśnie teraz mieszkańcy Charkowa poczuli, kim naprawdę są.
Samoidentyfikacja jest prawdopodobnie tym właściwym słowem definiującym zachowanie i działania mieszkańców w ciągu tych strasznych miesięcy. Dziś Charków to nie tylko Miasto-Bohater, ale również linia frontu, twierdza, oaza niezłomnych i wolnych ludzi, którzy uparcie walczą o prawo do bycia sobą.
Po dwóch latach wojny zniknęły złudzenia o rychłym zwycięstwie lub o tym, że Charków upadnie pod naporem wroga. Ludzie są zmęczeni, skupieni na swoich problemach, bardziej realistyczni, mniej uśmiechnięci, lakoniczni w wypowiedziach i ruchach, ale dostojni i niezłomni. Nic dziwnego, że nieoficjalnym symbolem oporu w drugiej najludniejszej metropolii Ukrainy stało się hasło „Charków – żelbeton”. Każdy, kto nie opuścił miasta, bedąc pod ciągłymi ostrzałami i budząc się w nocy na dźwięk syren alarmowych informujących o nalotach, cierpi na zespół stresu pourazowego. Wydaje się, że psychika nas wszystkich tutaj została głęboko zraniona, nasze serca krwawią z żalu i utraty, których doświadczamy codziennie doznając nowych odcieni nienawiści i gniewu wobec okupantów, ale razem z tym – nieuniknionego wewnętrznego katharsis. Powściągliwy optymizm nakłada się na kontrolowaną depresję, którą każdy przezwycięża ogromem własnych doświadczeń.
Mój najsłynniejszy rodak, poeta i muzyk Serhiy Zhadan, bardzo trafnie opisał obecny stan wielu obywateli. Kiedy ludzie pytają mnie, jak zmieniłem się podczas wojny, to porównuję to do zjazdu ze zjeżdżalni wodnej. Lecisz w dół po tych zakrętach, woda cię napędza, boisz się, przewracasz się, a ktoś w samym środku trasy pyta cię do ucha: „Jak zmieniłeś się w tej podróży w ciągu pięciu sekund zjazdu?”. Odpowiadasz: „Pozwól mi przynajmniej dotrzeć do końca. Jeśli przeżyję, powiem ci, jak się zmieniłem”. Prawdopodobnie tak właśnie czuje się teraz Charków.
Wszyscy ci, którzy chcieli wyjechać, już wyemigrowali i obserwują miasto – ranne zwierzę – z dystansu bezpiecznego patriotyzmu. Ci, którzy wracają do domu (a jest ich teraz wielu), początkowo myślą, że wracają do swojego gniazda z tym samym backgroundem. W rzeczywistości Charków jest zupełnie inny i zmienia się każdego dnia. Jest tu wielu wewnętrznych przesiedleńców z okupowanych terytoriów regionu, nieliczni mężczyźni i mało dzieci na ulicach. Stolica kultury z zamkniętymi teatrami i szkołami, zniszczoną architekturą z oknami zabitymi deskami, rwaną temporytmiką i dźwiękami ulic. O 21:30 zamykane jest metro, wszystkie kawiarnie i supermarkety, gasną latarnie i wszelkie iluminacje, a mieszkańcy przygotowują się na godzinę policyjną, dźwięki nocnych syren i ostrzały o nieprzewidywalnych konsekwencjach. Stopniowo wszyscy się do tego przyzwyczaili i z zaciśniętymi zębami po prostu wykonują swoją codzienną pracę. Ponuro, spokojnie, bez patosu.
Po zakończeniu wojny miasto będzie potrzebowało nowej wizji, koncepcji i strategii – to oczywiste, ale teraz, gdy horyzont planowania jest ograniczony do kilku dni, trudno myśleć o przyszłości. Trzeba po prostu żyć. Tu i teraz. Dwa lata wojny nauczyły nas nie tylko po nowemu postrzegać śmierć, ale także dały nam ogromne doświadczenie skutecznej miłości. Dzięki temu Charków się trzyma, zadziwiając siebie i innych siłą ducha i wiarą w Zwycięstwo. Nie mamy prawa do porażki i dlatego cała nasza przyszła historia jest niepowstrzymanym dążeniem naprzód. Miasto na linii frontu nie widzi dla siebie innej alternatywy, ponieważ pamięta, że ten, kto posiada Charków, posiada całą Ukrainę, która zawsze była i pozostaje tarczą wolnej Europy.
Honorowy dziennikarz Ukrainy Wołodymyr Chystylin, Charków