24 listopada 2022. Dziś mija dokładnie 9 miesięcy od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji. W Ukrainie zaczęły się już rodzić dzieci poczęte w czasie wojny. Niektóre z nich już zostały zabite przez rosyjskich potworów.
Rakieta, która uderzyła w szpital położniczy w Wilniańsku, w obwodzie zaporoskiem, i zabiła 2. dniowego noworodka, przeszyła nas bólem jak odsłonięty nerw w zębie. W ciągu 9 miesięcy wojny chyba przyzwyczailiśmy się już do takich emocji, ale takie wiadomości potrafią wywołać łzy nawet u mężczyzn.
Byłoby niesprawiedliwe powiedzieć, że wszyscy trzymamy się jak superbohaterowie i optymistycznie patrzymy w przyszłość. Oczywiście większość z nas jest przygnębiona i po każdym takim ataku rakietowym, zwłaszcza gdy giną dzieci, pogrążamy się w prawdziwej rozpaczy. Nikt nie wie, gdzie wyląduje następny „superprecyzyjny” rosyjski pocisk. Na przykład podczas ostrzału 23 listopada „trafienie” miało miejsce w budynku mieszkalnym kilka kilometrów od mojego mieszkania w mieście niedaleko Kijowa.
Gdzie jest gwarancja, że mój własny dom nie będzie następnym?
Powodów do radości i optymizmu nie ma więc wiele. Być może dlatego, że słońce zniknęło – przez ostatnie sześć miesięcy wydarzenia związane z wojną postrzegano nieco łatwiej, bo pogoda na dworze była cudowna. Teraz, gdy niebo zasnute jest chmurami, termometr wskazuje „0” lub nawet minus, pada marznący deszcz i śnieg, a czasem znika prąd na kilka dni, nastrój spada poniżej zera wraz z termometrem.
Ale kiedy zdajesz sobie sprawę, że właśnie taki jest plan naszych wrogów, zmuszasz się do zebrania się w garść i dalszej walki. Rosyjskie wojsko specjalnie wali w obiekty infrastrukturalne, próbując wybić nam grunt spod nóg, abyśmy wpadli w rozpacz i zmusili władze do podjęcia rozmów pokojowych. Ale, podobnie jak poprzednio, nikt nawet o tym nie myśli.
Siedzimy w ciemności, zimnie, czasem bez dostępu do świata zewnętrznego, a jedyna myśl, która nas ogrzewa: oby bez was, rosyjskie dranie!
Od dawna nikt nie zadał sobie pytania, kiedy ta wojna się skończy. W przededniu zimy, która z pewnością będzie najcięższa w całym naszym świadomym życiu, myślimy tylko o tym, jak przetrwać, gdy zabraknie światła, ciepła, wody i dostępu do informacji. Może wojna się skończy, a my nawet od razu się o tym nie dowiemy, bo nie będziemy mieli dostępu do sieci.
Mimo wszystkich kłopotów staramy się znaleźć choć odrobinę pozytywów. Jeśli chodzi o mnie i moją rodzinę, to, odłączona od Internetu, zaczęłam czytać więcej książek załadowanych na tablet – dawno zapomniane ulubione dzieło, na które nigdy nie było czasu. Dzieci odstawiły swoje rozładowane gadżety i grają w te same gry, w które ja grałam jako dziecko. I znajdują w tym przyjemność.
Przez 9 miesięcy można urodzić dziecko, ale Rosjanie nie znają procesu tworzenia, miłości, radości. Ich celem jest agresja i zniszczenie, które niesie ze sobą śmierć, łzy i biedę. A naszym zadaniem jest się nie poddać, wytrwać i przetrwać zimę. Z wiosną na pewno będzie łatwiej.
Kiedy kolejna rosyjska rakieta trafia w budynek mieszkalny, to budzi w duszy falę nienawiści i wściekłości. Ale to konstruktywna, zimna wściekłość: gdy tylko nadarzy się okazja, ludzie otwierają aplikacje bankowe i przelewają środki do Sił Zbrojnych Ukrainy.
Nasi odważni obrońcy podejmują nieludzkie wysiłki, aby więcej nie zginęło żadne ukraińskie dziecko. Tak jak 9 miesięcy temu, cała nadzieja jest w nich.
Wiktoria Czyrwa
Foto: FB Andrij Fiedyk