Liczą się kwalifikacje, a nie narodowość

Rozmowa z Wojciechem Ciurusiem – prezesem PB Ciroko

Ciroko to rodzinna firma budowlana ze Szczecina

… i ze Świnoujścia. To nasze główne obszary działalności. Oprócz budowania  prowadzimy też nad morzem kompleks apartamentowo – restauracyjny.

Zatrudnia Pan pracowników z Ukrainy.

Od kilku lat. W pewnym momencie rynek był zupełnie wypłukany z polskich fachowców. Trzeba było sięgnąć po posiłki z zagranicy. Ale zawsze staraliśmy się, żeby mniej więcej połowa zatrudnionych była jednak z Polski.

Dlaczego? Bo przybysze z Ukrainy byli słabsi zawodowo?

Nie o to chodzi. Bardzo utrudniały i utrudniają nam życie formalności. Po pierwsze pozwolenia na pracę. Musimy na przykład brać pod uwagę to, że inaczej załatwia się sprawy, gdy mamy do czynienia z paszportem biometrycznym, a inaczej zwykłym. W tym drugim przypadku dużo dłużej. Często zdarza się, że przyszły pracownik zajmuje mieszkanie – które mu zapewniamy – a nie pracuje, bo nie wszystkie wymagania są spełnione. Na przykład nie może doczekać się na wyniki badań medycznych, co ma duże znaczenie, np. w restauracji, która wymaga dużej elastyczności w zatrudnieniu.

Wróćmy jednak do kwalifikacji. Czy naprawdę nie ma tego problemu?

Czasami jest problem ich weryfikacji. Dokumenty nie zawsze odzwierciedlają umiejętności. Ale na to sposób jest prosty – sprawdzian w boju, czyli pracy. 

A różnice w zaawansowaniu technologicznym?

Pomaga mi doświadczenie z Niemiec sprzed wielu lat. Sam tam pracowałem a później uczestniczyłem w wysyłaniu naszych fachowców. U nas byli najlepsi, ale i tak często na początku było im ciężko. Rozwiązaniem jest tworzenie mieszanych brygad. Wówczas poziom szybko się wyrównuje.

Dochodzi jeszcze kwestia integracji.

Z tym nie ma większego kłopotu. Myślę, że większość czuje się u nas dobrze. Nasze języki są podobne. Ukraińcy chętnie i szybko uczą się polskiego. Na początku czasami trzeba było zwracać uwagę, żeby na przykład polski brygadzista używał imion a nie mówił per Ukrainiec. Sami kiedyś odczuwaliśmy za granicą mówienie o nas: ten Polak.

Czy są różnice w płacach?

Nie. Za tę samą pracę dostaje się tę samą płacę.

Co będzie dalej? Jak zachowają się polscy pracodawcy, gdy zacznie doskwierać kryzys?

Myślę, że w budownictwie głód fachowców jest stały. Polskie szkoły zawodowe – jeśli są – wypuszczają zdecydowanie za mało absolwentów. Różnie może być w turystyce.

Wówczas zostaną Polacy?

Zostaną dobrzy. Nie obserwuję tendencji, żeby w polskich firmach przy podejmowaniu takich decyzji liczyła się narodowość, choć może nie powinienem uogólniać. Gdyby nie długotrwałe i skomplikowane formalności, o których rozmawialiśmy wcześniej, w ogóle nie brałbym pod uwagę narodowości. Chodzi nie tylko o Ukraińców, bo zatrudniamy też ludzi skądinąd.

To może polski pracodawca powinien się obawiać masowych wyjazdów do Niemiec ?

Jakoś się tego nie obawiam. Mentalnie jesteśmy sobie znacznie bliżsi. Mówiłem już łatwości integracji. Poza tym u nas też można naprawdę nieźle zarobić.

30 czerwca 2020.

Facebook
Twitter
LinkedIn