7 października 2025. Prezydent Wołodymyr Zełenski zawetował ustawę przewidującą grzywny w wysokości od 13 tys. do 17 tys. UAH dla ministrów i urzędników za niestawienie się w parlamencie na wezwanie. W rezultacie urzędnicy nadal będą mogli bezkarnie ignorować zaproszenia deputowanych do Rady Najwyższej.
Zełenski uzasadnił swoją decyzję trzema kluczowymi argumentami.
Po pierwsze, według prezydenta, niestawienie się na wezwanie Rady Najwyższej nie stanowi wykroczenia administracyjnego. Jest to kwestia odpowiedzialności politycznej, a nie prawnej, więc nie może być uregulowana poprzez Kodeks wykroczeń administracyjnych.
Po drugie, przyjęcie ustawy mogłoby stworzyć ryzyko nadmiernej władzy pracowników aparatu parlamentarnego. To oni mieliby decydować, co stanowi „uzasadnioną przyczynę” nieobecności i faktycznie otrzymaliby dyskrecjonalne uprawnienia do karania członków rządu.
Po trzecie, prezydent przypomniał, że Konstytucja Ukrainy oraz obowiązujące przepisy już przewidują skuteczne mechanizmy kontroli nad Gabinetem Ministrów — od zapytań poselskich i godzin pytań do rządu po procedury wyrażenia wotum nieufności.
W uzasadnieniu swojej decyzji Zełenski podkreślił, że odpowiedzialność polityczna rządu wobec parlamentu musi być zrównoważona i nie może przekształcać się w karę administracyjną. Odwołał się również do szeregu norm konstytucyjnych, które określają granice kontroli parlamentarnej. Jego zdaniem propozycje deputowanych nie uwzględniają polityczno-prawnego charakteru relacji między władzą wykonawczą a ustawodawczą.
Niemniej jednak problem, który ustawa miała rozwiązać, rzeczywiście istnieje.
Według obliczeń ruchu „Czesno” w latach 2024–2025 Rada Najwyższa wezwała co najmniej 21 urzędników, głównie ministrów. Tylko w dziesięciu przypadkach zaproszeni pojawili się w parlamencie. Pozostali albo ignorowali wezwania bez wyjaśnienia, albo przesyłali formalne usprawiedliwienia.
Wśród najczęstszych przyczyn nieobecności wymieniano delegacje służbowe lub „zajętość” spotkaniami roboczymi. Na przykład w kwietniu 2024 roku Rada wezwała ministra infrastruktury Ołeksandra Kubrakowa i szefa Agencji Odbudowy Mustafę Najema, lecz obaj nie przyszli, powołując się na wyjazdy służbowe. Podobna sytuacja dotyczyła ministra energetyki Hermana Hałuszczenki, który przez długi czas ignorował zapytania parlamentarne, oraz ówczesnego ministra obrony Rustema Umierowa, który wielokrotnie opuszczał godzinę pytań do rządu, wysyłając swoich zastępców.
Na wezwanie nie stawił się również prokurator generalny Andrij Kostin, którego zaproszono, by wyjaśnił okoliczności skandalu związanego z luksusową nieruchomością jego zastępcy. Formalnie Kostin poinformował, że „celowe będzie odłożenie dyskusji” do czasu zakończenia postępowania służbowego.
Zdarzały się też absurdalne przypadki, gdy nieobecność tłumaczono błędami technicznymi — na przykład w zaproszeniu nie podano dokładnej daty lub godziny, więc urzędnicy nie uznali go za obowiązujące.
Problem lekceważenia posiedzeń unaocznił także ostatni przykład — godzina pytań do rządu 5 września, kiedy osobiście obecnych było tylko pięciu z siedemnastu ministrów. Pozostali, w tym premierka Julia Swyrydenko, wysłali swoich zastępców, powołując się na inne wydarzenia państwowe.
Takie podejście budzi oburzenie wśród deputowanych, ponieważ parlament traci możliwość zadania konkretnych pytań i uzyskania publicznej odpowiedzi. Regulamin Rady Najwyższej, co warto podkreślić, faktycznie nie przewiduje specjalnego czasu na pytania po wystąpieniach zaproszonych osób, co czyni sam format sprawozdawczości czysto formalnym.
Obecnie rozpatrywany jest inny projekt ustawy — o interpelacji. Umożliwia on Radzie Najwyższej nie tylko wezwanie ministra na sprawozdanie, lecz także natychmiastowe rozpoczęcie procedury jego dymisji, jeśli większość posłów uzna jego pracę za niezadowalającą. Dokument ten może stać się alternatywnym mechanizmem, który połączy odpowiedzialność polityczną z realną skutecznością kontroli parlamentarnej — bez przekształcania jej w sankcję administracyjną.
Mimo że Ukraina jest republiką parlamentarno -prezydencką, oczywiste jest że kontrola parlamentarna w kraju wciąż ma raczej deklaratywny charakter. Członkowie rządu często postrzegają Radę Najwyższą nie jako forum oceny działań, lecz jako formalność. Pytanie brzmi, czy parlament znajdzie mechanizm, który zmusi urzędników do przychodzenia nie ze strachu przed grzywną, lecz z szacunku dla zasady jawności władzy. Bo bez tego nawet najbardziej szczegółowe ustawy pozostaną martwym papierem — tak jak pozostały bez echa dziesiątki wezwań do parlamentu w ciągu ostatnich dwóch lat.
Wiktoria Czyrwa