Mieliśmy szczęście

2 września 2024. Kolejny masowy ostrzał nie pokrzyżował planów Ukraińców, rozpoczął się nowy rok szkolny. Jednak mimo braku snu i nadmiaru niepokoju, wraz z moimi chłopcami uważamy, że mieliśmy szczęście.

Mieliśmy szczęście, bo kalendarz dał nam jeden dzień wytchnienia, więc dzieci poszły do szkoły drugiego dnia września. Zyskaliśmy jeszcze jeden „letni” dzień.

Mieliśmy szczęście, bo nikt z nas dzisiaj nie zaspał, mimo że wczoraj ostatnie przygotowania trwały do późnej nocy. Wróg „zadbał” o to, żeby nas obudzić wcześnie, rozpoczynając o 5 rano kolejne szaleństwo rakietowe.

Mieliśmy szczęście, bo mimo wszystko odbyła się nasza szkolna uroczystość. Nauczyciele, rodzice i dzieci w wyszywankach, nastrój podniosły i uroczysty. Twarze ludzi, choć zmęczone brakiem snu i ciągłym stresem, w większości są uśmiechnięte. Radosne twarze widać też w mediach społecznościowych: rodzice chętnie publikują zdjęcia swoich elegancko ubranych dzieci. Zanurzając się w to wrześniowe święto, można nawet na chwilę zapomnieć, że trwa wojna.

Mieliśmy szczęście, że w szkole, do której dziś zaprowadziłam pierwszoklasistę i piątoklasistę, przeprowadzono świeży remont. Nic nie przypomina o wybitych szybach i uszkodzonej fasadzie w wyniku wcześniejszych ataków rakietowych: wszystko zostało szybko naprawione i wymienione. Niektórym kijowskim szkołom poszczęściło się mniej: podczas dzisiejszego ostrzału również wybito w nich okna. Mimo to rozpoczęły rok szkolny. I jestem pewna, że za kilka dni nie pozostanie ślad po uszkodzeniach.

Mieliśmy szczęście, bo pierwszy dzwonek odbył się u nas na szkolnym dziedzińcu – w niektórych regionach musieli go przeprowadzić w podziemnym schronie lub całkowicie odwołać uroczystość. Na przykład dzieci z Charkowa dawno zapomniały, jak to jest uczyć się przy zwykłych ławkach – przez ostatnie 2,5 roku uczą się online lub w metrze czy schronie. W tym roku w mieście otwarto kilka „podziemnych” szkół i budowane są nowe. Dla całego cywilizowanego świata brzmi to przerażająco, ale charkowianie prawdopodobnie uważają, że mieli szczęście. Bo ktoś może nie mieć nawet tego.

Mieliśmy szczęście, że mimo trudnych warunków możemy kontynuować normalne życie: na przykład kłócić się w grupach rodziców na czatach, rozwiązując kwestię, czy podarować nauczycielom kwiaty od każdego dziecka. Ostatecznie dochodzimy do logicznego wniosku, że zamiast kwiatów lepiej przekazać te środki na pomoc armii. W końcu to właśnie naszym dzielnym obrońcom zawdzięczamy możliwość kontynuowania nauki. Choć czasem tylko w przerwach między alarmami lotniczymi.

Mieliśmy szczęście, że tata moich synów, który obecnie przebywa na froncie, ma możliwość dotarcia w bezpieczne miejsce i połączenia się z nimi wideo, aby złożyć życzenia z okazji pierwszego dnia nauki.

A ileż dzieci, które dziś poszły do szkoły, przez przeklętą wojnę nigdy więcej nie zobaczy swoich ojców? A ileż małych Ukraińców nigdy nie usłyszy pierwszego dzwonka? Straszne i smutne jest o tym myśleć, ale nie myśleć niemożliwe.

Mieliśmy szczęście, że mimo wszystkich trudności znajdujemy w sobie siłę, aby nadal cieszyć się życiem, uczyć się, marzyć i wierzyć. Nie musimy tego uczyć naszych dzieci – to dla nich naturalne „z założenia”. Ale ukraińskie dzieci różnią się od swoich rówieśników. Dobrze wiedzą, kto jest naszym wrogiem i mimo wieku mają takie doświadczenia życiowe, którego lepiej byłoby nie mieć. Mimo to nie stały się zgorzkniałe, nie stwardniały w duszy, a pozostały miłe, dobre i empatyczne. I z nimi też mieliśmy szczęście…

Wiktoria Czyrwa

Facebook
Twitter
LinkedIn