Wojna – daleka i bliska

3 czerwca 2022. Od rosyjskiej inwazji minęło dokładnie 100 dni. Ukraina obchodzi ten smutny „jubileusz” z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony wojna zlokalizowana była w kilku południowo-wschodnich regionach, a mieszkańcy innych obwodów odetchnęli z ulgą. Z drugiej strony jest wszędzie i nie sposób o tym zapomnieć.

Wczoraj w Kijowie była ulewa i burza z piorunami. Ryk grzmotu, który w czasach pokojowych mógł ustraszyć tylko dzieci, wywołał u wielu strach, a nawet panikę. Bo odgłosy grzmotów przypomniały inne – ostrzał artyleryjski, obronę przeciwlotniczą, wybuchy z rozminowania.

To jak uderzenie rany, która właśnie zaczęła się goić – i znów zaczyna krwawić. Ta letnia burza przypomniała nam, że od tej pory wszyscy przeżywamy traumę z powodu wojny. I przez długi czas będziemy drżeć na każdy głośny dźwięk w obawie przed ponownym postrzeleniem.

Jeśli porównać wojnę z chorobą, w pierwszych dniach, tygodniach i miesiącach było jej zaostrzenie. Z napadami paniki, przerażenia, ostrym bólem od wiadomości, który skręcał żołądek opaską uciskową, niepokojem i depresją. Teraz, na czwartym miesiącu wojny, przypomina chroniczną chorobę. Która jednak w każdej chwili może ponownie wejść w fazę zaostrzenia.

Życie stopniowo staje się normą – tak jak to sobie teraz wyobrażamy. Nocny sen jest nadal kilkakrotnie przerywany przez alarmy lotnicze. Ale stały się tak znajome jak bicie serca. Niektórzy zaczęli słyszeć tę syrenę w swojej głowie, nawet jeśli nie brzmi.

Po prostu przyzwyczailiśmy. I do atrybutów wojny w Kijowie i innych miastach: wzrok obojętnie zatrzymuje się na przeciwczołgowych jeżach, workach z piaskiem i sprzęcie wojskowym stojącym na poboczach dróg. Pokornie pokazujemy dokumenty na punktach kontrolnych, uśmiechając się do chłopaków z Sił Zbrojnych i Obrony terytorialnej. Niektórych denerwuje fakt, że muszą stać przez dodatkowe 10 minut, ale osobiście ja biorę to ze zrozumieniem. Wojna trwa, przyjaciele. Tak trzeba.

Teraz, kiedy dla większości Ukraińców wojna nie jest już tak bliska jak dawniej, inne emocje stopniowo przebijają się przez nieznośny ból. Cieszy nas zapach bzu i lipy. Ciepłe letnie słońce. Zwycięstwo reprezentacji piłkarskiej Ukrainy nad Szkotami. Koniec trudnego roku szkolnego i nie najgorsze oceny naszych dzieci.

Tak psychika chyba więc próbuje przystosować się do nowych realiów. I okazuje się, że nawet na tle wojny można żyć prawie normalnym życiem.

Znany psychiatra Victor Frankl, który przeżył okropności obozu koncentracyjnego, opowiadał w swoich wspomnieniach, że pierwsi złamali się ci, którzy myśleli, że to się wkrótce skończy. Za nimi – tacy, którzy myśleli, że to się nigdy nie skończy. I tylko ci, którzy nie stawiali żadnych terminów czasowych, ale po prostu zajmowali się swoimi sprawami, byli w stanie przetrwać tę straszną próbę.

Najwyraźniej wszyscy instynktownie stosujemy się teraz do tego zalecenia. Żyjemy dniem dzisiejszym i rozwiązujemy codzienne problemy. Kupujemy sól, której aktualnie brakuje. Czekamy w kolejkach na stacjach benzynowych, żeby zatankować do pełna benzynę. Kłócimy się w mediach społecznościowych z przeciwnikami, którzy mają inne preferencje polityczne. I zajmujemy się innymi sprawami, które są ważne, a jednocześnie tak małe w porównaniu z wojną.

Nam, mieszkańcom Kijowa i Ukrainy centralnej i zachodniej, obecnie wydaje się, że wojna jest bardzo odległa i już nigdy nas nie dotknie. Ale są Charków i Mariupol, Chersoń i Siewierodonieck. Jęczą i krwawią. I my, mieszkańcy stosunkowo „spokojnych” miast, nie mamy prawa zapominać i przebaczać. A musimy zrobić wszystko, aby zwycięstwo było bliższe – kto co może zrobić. Wysyłać fundusze do wojska, działać jako wolontariusze, udzielać schronienia uchodźcom z dotkniętych regionów.

Chociaż wojna jest daleko, wciąż jest blisko. I wczorajszy grzmot wymownie nam o tym przypomniał…

Wiktoria Czyrwa

Facebook
Twitter
LinkedIn